Poranek, w którym odkryłem rosnące na moim podwórku „Diabelskie Palce”

Zaczął się jak każdy inny spokojny poranek. Wyszedłem na zewnątrz z konewką, gotowy zająć się kwiatami i sprawdzić, czy koty nie narobiły w nocy bałaganu. Ale gdy tylko otworzyłem furtkę, uderzył mnie nieprzyjemny zapach tak silny, że o mało nie upuściłem konewki. Powietrze było gęste – metaliczne, kwaśne i dziwnie ciężkie.

Zatrzymałem się, próbując zrozumieć, skąd dochodzi ten zapach. Wtedy to zobaczyłem.

Niedaleko rabaty, na wpół ukryte w wilgotnej ziemi, leżało coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem.

Było oślizgłe, czerwone i lśniące, jakby ktoś wywrócił jakieś stworzenie na lewą stronę. Unosił się z niego mdły smród rozkładu – ostry i przytłaczający, jak gnijące mięso pozostawione zbyt długo na słońcu. Moją pierwszą myślą było, że zdechło tam jakieś małe zwierzątko. Ale gdy przyjrzałem się bliżej, poruszyło się lekko, drżąc na wietrze.

Na chwilę zamarłem. Serce waliło mi jak młotem. Co to mogło być?

Czy to larwa owada? Gnijący kawałek ciała? A może, co gorsza, coś nienaturalnego, coś nie z tego świata?

Wyobraźnia szaleje, gdy strach bierze górę.

W poszukiwaniu odpowiedzi
Nie odważyłem się tego dotknąć, ale ciekawość wzięła górę nad obrzydzeniem. Wstrzymując oddech, przykucnąłem i pstryknąłem zdjęcie telefonem. Zapach był nie do zniesienia – musiałem się cofnąć, zanim zrobiło mi się niedobrze.

W środku wyszukałem w internecie hasło „czerwony, oślizgły grzyb, który pachnie jak gnijące mięso”.

W ciągu kilku sekund na ekranie pojawiła się odpowiedź – i jeszcze bardziej mnie to zirytowało.

Stworzenie na moim podwórku nie było umierającym zwierzęciem ani czymś obcym. To było coś o nazwie Anthurus archeri, lepiej znane jako Diabelskie Palce.

Przerażające piękno natury
Z tego, co odkryłem, ten dziwny organizm wcale nie jest stworzeniem – to grzyb. Pierwotnie pochodzący z Australii i Tasmanii, grzyb Diabelski Paluszek rozprzestrzenił się na Europę, Amerykę i dalej.

Na początku swojego życia jest niewinny – jako mały, biały, jajowaty kształt ukryty pod ziemią. Pewnego dnia pęka – dosłownie – i wyłaniają się z niego jaskrawoczerwone macki, które rozwijają się niczym szpony lub palce wystające z ziemi.

Te „palce” pokryte są cuchnącą, śliską powłoką zwaną glebą, która wydziela silny odór rozkładu. To naturalny sposób na zwabienie much i innych owadów. Owady przylatują, zwabione zapachem padliny, i zabierają zarodniki grzyba, pomagając mu się rozmnażać.

Zgadza się: zapach jest celowy. Grzyb naśladuje odór gnijącego mięsa, aby oszukać stworzenia, które pomagają mu przetrwać.

Jakiż odrażający geniusz potrafi mieć natura.

Reakcje tych, którzy go widzą
Okazuje się, że nie jestem pierwszą osobą, którą przeraża jego widok. Ludzie na całym świecie mylili Diabelskie Palce z czymś o wiele bardziej złowrogim. Niektórzy dzwonili na pogotowie, przekonani, że znaleźli zwłoki zwierzęcia – lub, co gorsza, ludzkie szczątki. Inni udostępniali zdjęcia w internecie, przekonani, że odkryli obcy gatunek.

Ale za każdym razem wyjaśnienie jest takie samo: to tylko grzyb. Żywa istota, ale nie taka, która chce wyrządzić krzywdę. Jej upiorny wygląd i zapach to po prostu element jej strategii przetrwania.

Nawet wiedząc o tym, nie mogłem się zmusić, żeby się do niej ponownie zbliżyć.

Dziwny rodzaj szacunku
Następnego ranka, kiedy ponownie wyszedłem podlać kwiaty, zauważyłem, że całkowicie unikam tego kąta ogrodu. Diabelskie Palce wciąż tam były, jego czerwone kończyny lekko zwijały się w słońcu, brzęcząc od ciekawskich much.

Stałem kilka kroków dalej, dziwnie zafascynowany i jednocześnie głęboko zaniepokojony.

Na swój sposób było to zarówno odrażające, jak i niezwykłe – przypominało mi, że natura nie musi wyglądać pięknie, by być niezwykła. Może być groteskowa, niepokojąca, a nawet przerażająca – i wciąż spełniać swoją rolę.

Postanowiłem więc zostawić ją w spokoju.

Ten skrawek ziemi teraz do niego należy. Podlewam kwiaty z daleka, uważając, by nie naruszyć tego, co zacząłem nazywać „darem od diabła”.

Czasami, późnym popołudniem, gdy światło pada na ziemię w odpowiednim momencie, wciąż dostrzegam ślad czerwieni migoczący między źdźbłami trawy. I przypominam sobie, że nawet w najbardziej znanych miejscach – naszych własnych podwórkach – natura wciąż ma moc zaskakiwania, przerażania i upokarzania nas wszystkich jednocześnie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *