Anna leżała w łóżku, wpatrując się w sufit. Sen nie nadchodził, mimo że noc miała się ku końcowi. W jej życiu od dawna nie było radości – utrata syna rok temu zniszczyła wszystko, co znała i kochała. Chłopiec zniknął w tajemniczych okolicznościach i pomimo jej najlepszych starań, nigdy nie była w stanie go odnaleźć. Czas nie leczył ran, a jedynie potęgował ból.
Tej nocy Anna znów obudziła się z płaczem. Śniła jej się babcia, która zmarła wiele lat temu. We śnie wyglądała tak, jak Anna ją zapamiętała – z dobrymi oczami i pomarszczoną twarzą. Babcia przyszła do niej, usiadła obok i delikatnie pogłaskała ją po głowie, tak jak robiła to, gdy była dzieckiem.
- Twój syn żyje – wyszeptała, jakby bała się, że ktoś usłyszy. – Idź za nim szybko, albo stracisz go na zawsze….
Anna zadrżała na te słowa. Sen był tak żywy i realny, że obudziła się zlana zimnym potem. Jej serce biło gorączkowo, a słowa babci wirowały jej w głowie. „Twój syn żyje…” Te słowa nie pozwalały jej zasnąć. Co jeśli to nie był tylko sen? Co jeśli to był znak?
Bez zastanowienia Anna wyskoczyła z łóżka i zaczęła gorączkowo się ubierać. Jej umysł miotał się między strachem a nadzieją, ale jedno było pewne, nie mogła zignorować tego snu. Musiała iść, musiała spróbować go znaleźć, nawet jeśli wydawało się to szalone.